Włochy, których się nie spodziewaliśmy. I o życiu we czworo, które także jest zaskoczeniem.
Dolce Vita. Będzie po włosku. Czasami się będziemy przekrzykiwać, gwar, rodzinnie, pełne stoły pyszności, dzieciaki biegające po ciemku, cierpkie jak szlag wino domowe.
Siesta, zamknięte knajpy, złe kulinarne wybory. Do morza daleko. Pola śmieci. Jelitówka pełzająca po uczestnikach. Oj słodkie życie.
Lecę samolotem. Jestem podekscytowana jak przed pierwszą randką. W dodatku jestem tak przeświadczona o tym, że tak umiem w macierzyństwo, że nawet gdyby mnie samą wsadzili do samolotu z dwoma córkami to uśmiech nie schodziłby mi z twarzy. Rozglądam się. Wokół trochę dzieci, za nami Bąble ze swoimi jasnowłosymi skarbami. Nie mam zamiaru zakładać, że moje będzie płakać najgłośniej. Zresztą. Nie wiem czy Julka w ogóle potrafi.
Testujemy. Po kamperze główne zastrzeżenie Emilii dotyczyło braku towarzystwa. Teraz jedziemy w mocnej asyście. Bohater numer jeden Franio- równolatek. W zasadzie razem z Emi rozpoczęli wśród przyjaciół modę na dzieciaki. Ale ale. Na pokładzie również Misia. Dziewczyna petarda. Jeżeli ktoś uważał, że Emilia prowadzi życie kaskaderki to znaczy, że nie poznał Michaliny. Uwielbia niebezpieczne sytuacje i karczek z kiełbasą. Wojtaszke stwierdził, że Misia to stan umysłu. Zgadzam się.
Po narodzinach Julki jestem mamą dużo spokojniejszą. Widzącą ulotność chwil, ciesząca się z tego tu i teraz. Jak Julko będziesz starsza to możesz podziękować Emilce, bo to przy niej dopiero uczyłam się jak być mamą i było to dużo bardziej nieporadne. I raczej to nie wynika z wieku, gdyż zarówno jedna i druga córka dołączyły do nas po mojej trzydziestce. Tylko przygotowana jestem inaczej. Z niczego nie musiałam drastycznie rezygnować, bo nie za wiele swojego miałam. Wyciągnęłam też wnioski i zrezygnowałam z tego co za pierwszym razem doprowadzało mnie do szału. Plus cholera widzisz jak to wszystko przelatuje przez palce. Jak mogłabym chcieć przyspieszać czas jak zaraz piękny zapach bobasa zniknie bezpowrotnie. W ogóle jest jakaś tęsknota w tym, że to ostatni raz wszystko się dzieje. Może hormony jakoś zagrały potwornie dobrze. Nie mam pojęcia. Byłam przygotowana na pochłaniające Cię piekło i wymagająca batalię. Może czeka za rogiem i dopadnie mnie moda na brzydotę. Póki co mam raj, latające pegazy, i budyniowe chmurki na niebie. Nie realizuje się scenariusz, który kreował się w głowie gdy myślałam o 2 dziecku. A może to forma premii za ryzyko. W każdym razie to dowód, że planować to sobie można, i zakładać, kalkulować, mądrkować. A potem można się zdziwić. Juleczko w każdym razie wiedź, że mamcia z tatą zakochani są w Tobie. Po uszy.
Franiu: zobacz, moja bluza jest najcieplejsza. Emi: moja też jest najcieplejsza. Franek: ale moja ma kieszenie, a ja tak obserwuje, nie jestem pewien, ale Twoja nie ma. I sobie myślę acha, zaraz będzie dym . Ale Em ze spokojem: ja sobie nachucham w rączki i też mam ciepło, chodźmy biegać. Wystarczy im nie przeszkadzać. Albo w pewnym momencie wystarczyło dać się dogadać na ich poziomie. Dać czas na zbudowanie relacji i pewność, że jak nie będą sobie radzić z emocjami mogą przyjść i powiedzieć co je trapi. Korzystają z siebie nawzajem. Nie spodziewaliśmy się zbyt wiele, a oni po prostu się bawią ze sobą. Ganiają, rozmawiają. A my wieczorem dumni jak pawie przytaczamy co te nasze starszaki wysmyczyły przez cały dzień. Z Wojtusiami znamy się jak łyse konie i zgrywaliśmy się na życiowych bezdrożach. W sumie nie wiem czemu zakładaliśmy, że nasze dzieciaki mogą się nie dogadać. Nie dość, że równolatki to jeszcze tłuczemy im do głów to samo. Rozczulający są. Pewnie tylko dla nas, ale czy to ważne? To wystarczy.
Czy Parma może wyjść bokiem? Pizza? Może i by mogła tylko trzeba mieć możliwość ją kupić. Co jak co, ale we Włoszech byliśmy naprawdę wiele razy. Tylko, że bez dzieci to jakoś inaczej zapamiętaliśmy. Człowiek się do siesty przyzwyczaił, jakoś dzień planował inaczej. W sezonie jeździł, turystyczne miejsca wybierał. Teraz mieszkaliśmy w jakiejś pipidówie, której nazwy autentycznie nie pamiętam. Do rzeczy. W czasie gdy się coś otwiera tj. koło 19.00 i można zjeść to my musimy kapać nasze potworniaki. Tylko w niedzielę wszystkie knajpy w porze obiadowej otwarte. I tak pełne, że szpilki nie wciśniesz. Szkoda, że włosi są głodni o 16.00 tylko raz w tygodniu. Łatwiej by było.
Jako, że zarówno my jak i Babelki perły w okół Bari zaliczyliśmy przy okazji wcześniejszych wycieczek postanowiliśmy eksplorować nieznane. Dzięki czemu mieliśmy przyjemność odwiedzić odpowiednik włoskiej Rudy Śląskiej czy Bytomia. Ja nie wiem czy to było potrzebne, nie wiem w zasadzie jaką strategie przyjąć na przyszłość. Może lepiej drugi raz zobaczyć to samo, ale przynajmniej nacieszyc oko niż pod prąd pakować się w inne zakątki licząc na to, że „internet” coś przeoczył. Chyba jedyne mądre co mi przychodzi do głowy to jednak nie jeździć w te same miejsca 2 razy. Ale łatwo się mówiło do czasu. Obecnie Covid można obecnie pojechać w 7 miejsc, góra 9.
Piękne miejsce, w którym spaliśmy i raczej nieciekawe miejsca, które odwiedzaliśmy ( poza wyjątkami pokazanymi na fotkach). Upierdliwy system restauracyjny, ale było wakacyjnie, miło. Człowiek się umie cieszyć jednak z wolnego wieczoru, z tego, że się jednak dziecko nie potruło jedząc trujące kuleczki z krzaka, że się udało wyciągnąć ten kolec od kaktusa z paluszka, że się posrali w związku z jelitowką tylko rodzice nie dzieci. Człowiek się umie cieszyć. Jak dziecko… a nie umiał wcześniej z rzeczy tak małych. Dolce vita.
Tęsknota jest za przygodą, za wakacjami nie z widokówki. Że ciepło, ładnie. Przygody mi potrzeba. Odczuć innych, wyzwania zamiast ciepłego piasku pod stopami. Czegoś by horyzonty poszerzyć. I tak. Mam ochotę czasami spakować całą trójkę i wysłać w kosmos, tatę tylko z troski o dzieci oczywiście. Chociaż nie. Sama się spakować i polecieć, bo wtedy można zdecydować kiedy na Ziemię wrócić. Bo matka jak astronauta- też człowiek.