O tym jak z(od)naleźliśmy się w Karkonoszach.
Na szlaku : Zobacz! 3.2h czerwonym szlakiem. „Spokojnie”- odpowiada Michał. Według planu powinniśmy być tam pojutrze. To był dobry plan.
Ze wspólnej sali schroniskowej dobiega dźwięk gitary. Miło. Jednak niewiele człowiekowi potrzeba.
Jest po zachodzie słońca. W sali na dole słychać śpiew. „Misiu, czemu oni tak hałasują?” – pytam Michała o 21.30 leżąc w łóżku. „Zaraz będzie cisza nocna”. Owymi zakłócającymi spokój byli Ci sami gitarzyści, którzy przed chwilą wywołali mój zachwyt.
Bujamy się wieczorem na drewnianej huśtawce. „Mamo czy wejdziemy jutro na tę górę?”- pyta Emi wskazując paluszkiem na szczyt, z którego dopiero co zeszliśmy.
Polacy się często wstydzą wielu spraw, nadmiernie denerwują, widzą dziurę w całym. A może warto sobie chociaż po cichu powiedzieć ” umiem fajnie żyć”? Cytując klasyka z HR hejterów. „Ja nie wiem, tylko pytam”.
Co czwartek rząd duński ogłasza listę państw, które do siebie wpuszcza. Na piątek mieliśmy kupować bilety na Wyspy Owcze. Spakowani byliśmy od środy. Perfekcyjny plan na czasy pandemii. W nocy Emilia obudziła się z kaszlem. Pozdro. We czwartek niezawodna Pani doktor Ania zbadała młodą i poradziła podjąć decyzje o wylocie w niedzielę, wszakże w poniedziałek kolejna szansa. Tylko, że układ godzin i przesiadek nie zachęcał. Biorąc pod uwagę 25 stopni w Polsce i 11 w strugach deszczu z podleczoną młodą odpuściliśmy. Wstaliśmy w niedzielę. Michał obdzwonił dwadzieścia schronisk w Karkonoszach. Ja spakowałam 5 plecak w przeciągu paru dni. Wyjechaliśmy o 11. Relatywnie dużo czasu staramy się spędzać w otoczeniu gór. Pierwszy raz jednak mieliśmy spędzić 5 dni pod rząd, bez wózka, ale za to na plecach z całym majdanem dla 2 osób i bąbelka.
Uwaga, będzie ćwiczenie. Masz plecak 10 kg, 17 kg i 13 kg dziecko. Początkowo Pani X niesie lżejszy plecak, pan Y cięższy, dziecko idzie samo. Oj joj joj, ale ciężkie te plecaki. Potem dziecko idzie spać, oczywiście u Pani X. Pani X niesie przez godzinę swój plecak z tyłu i z przodu dziecko. Kolejną godzinę Pan Y nosi swój plecak z tyłu i plecak Pani X z przodu. Budzi się dziecko. Plecaki wracają na plecy właścicieli, a dziecko idzie na nogach. O joj joj, ale lekko i wspaniale. Zmiana perspektywy- kurs przyspieszony.
Oprócz oczywiście powyższej nauki warto po prostu wziąć mniej rzeczy i nie pakować się na ostatnią chwilę. Nie zawsze się da i niech to będzie jakieś usprawiedliwienie. Czym się różni przejście 11km z 2.5 latką od 25 km marszu? Na pewno nie czasem przejścia. Odczuliśmy, że jak jesteś 8h na trasie na nogach to dystans ma drugorzędne znaczenie. Różni się natomiast ilością wypowiedzianych słów. Jakakolwiek trasa została zrealizowana tylko dzięki milionom wypowiedzianych zachwytów: o popatrz, tu kamyczek, strumyk, rów, grzyb, malina, wąwóz, słupek graniczny. A jak dojdziemy do znaku to pobawimy się w sklep. Zobacz, zaraz będzie piknik. A zobacz co mama narysowała 100 metrów dalej. Jaki kolor ma ten szlak? I tak w kółko. Gdyby ktoś szedł obok nas to pękła by mu głowa. Uważam to zresztą za naturalny odruch. Jednak z czasem Emi zaczęła wkładać w usta nasze słowa i interpretować je po swojemu „Tatusiu, zapraszam na jagódki” ,” popatrz jakie piękne góry”, ” mamo co ty mówisz dobry den, mówi się dzień dobry”.
Czasami zastanawiam po co wybieramy wariant wakacji troszkę bardziej wymagający. Przecież na tapecie było ciepłe morze Adriatyckie. Chodzi o element przygody. Ten rok uświadomił mi, że jest on do zrealizowania także tu blisko. Zdecydowanie zmiana miejsca zamieszkania i takie poczucie bycia drodze powoduje ogromny wypoczynek psychiczny. Wysiłek fizyczny nie ma żadnego znaczenia choć wiadomo, że ostatecznie działa zbawiennie. Wydaje mi się, że choć codzienne pakowanie plecaków może być upierdliwe to daje namiastkę wolności. A jak robisz to w poszerzonym składzie to udowadniasz sam sobie, że dalej umiesz. Mało istotne, że danego dnia przejdziesz 5km, bo już nie o odległość tu chodzi. W ogóle to chodzi o to żeby znaleźć to co daje satysfakcję. A potem realizować to tak długo jak długo działa… a potem znów szukać.
Czas na konkret dotyczący samej trasy, która przy dobrej kondycji można przejść w jeden dzień. Nam zajęło to 5.
1. Karpacz- Schronisko Strzecha Akademicka. (wg. Mapy turystycznej 1:45/nasz czas 2:30) Ponieważ tego dnia wyjechaliśmy z Gliwic zanim zjedliśmy obiad , uzupełniliśmy spożywcze zapasy i znaleźliśmy parking to gotowi do marszu byliśmy o 17.00. W pełnym zachwycie wchodziliśmy na górę wspominając tę trasę gdy wjeżdżaliśmy wózkiem zimą. Mimo, że trasa jest bardzo popularna to godzina, plus fakt, że ludzie już raczej zeszli albo schodzili powodowało, że szliśmy praktycznie sami. Schroniskowy klimat. Pokój w takim stanie, że czujesz podskórnie, że rynkowa cena powinna wynosić 10 zł. Z drugiej strony cieszysz się, że nic się nie zmienia mimo upływu czasu. Rano śniadanko i w drogę.
2. Schronisko Strzecha Akademicka – Śnieżka – Schronisko Odrodzenie (wg. Mapy turystycznej 4:00 / nasz czas 8:00) Wyruszamy o 8.00, o 8.30 jesteśmy 10 metrów od schroniska, ale za to po załatwieniu wszystkich potrzeb fizjologicznych. Powoli idziemy sobie w stronę Śnieżki ciesząc się pustymi szlakami i piękną pogodą. Sam szczyt zdobywa Michał, ja i miś odpoczywamy na kocu. Michał wbiegł i zbiegł w jakieś 30 min i ruszamy dalej. Sprzedajemy Emilii bajkę o magicznym kocyku, który jest miekkim nosidłem, z którego nie korzystaliśmy dobry rok. Ze zmęczenia odpływa, a my biegniemy w stronę noclegu. Gdy odbijamy w czerwony szlak prowadzący do Schroniska Odrodzenie orientujemy się, że równa droga się skończyła. Wykonujemy kilka przetasowań plecaków po drodze, odganiamy chmary latających mrówek pojawiających się na najpiękniejszych miejscówkach widokowych. Na ostatnie 2 km wstaje Krasnal. Bardzo powoli przybliżamy się do celu. Droga dla 2 latka niestety dość trudna, bo nierówna. Mój mąż jednak stale szarpał się w takich momentach z wózkiem, więc teraz dla odmiany nosił Młodą.
Schronisko znajduje się na granicy polsko-czeskiej, obok jest też czeski ośrodek z restauracją i placem zabaw. Sielsko mija nam popołudnie i wieczór.
3. Schronisko Odrodzenie- Hotel Labska Bouda (wg. Mapy turystycznej 3:00/nasz czas 5:00). Wstajemy wcześnie rano. Początkowo trasa jest równiutka. Idziemy wsłuchując się w opowieści Em jakim to wielkim jest piechurem. Oby Ci dziecko starczyło tej uroczej pewności siebie gdy będziesz dorastać. Jak na zawołanie gdy zaczyna się cięższa część trasy, Miś idzie spać. Ponieważ kompletnie nie wiemy czego się spodziewać w dalszej części robimy to co potrafimy najlepiej. Przyśpieszamy. Mijamy Czeskie Kamienie i dziwimy się jak krajobraz może się zmienić. Dochodzimy do Martinovej Boudy gdzie planujemy zjeść obiad. Jak nie umiesz dobudzić dziecka to jest jeden sprawdzony patent. Zaplanuj sobie relax. Zrób kawę, kup piwko cokolwiek co w danej chwili sprawi Ci radość. Bankowo wstanie po pierwszym łyku. Ponieważ było stosunkowo wcześnie, a odległość nieduża pomimo nierównej drogi zachęcaliśmy młodą do samotnej wędrówki. To się naprawdę przyjemnie patrzy jak widzisz, że ten mały człowiek w mig łapie o co chodzi i radzi sobie najlepiej jak potrafi. Koło 14.00 dochodzimy do celu. Z daleka hotel wygląda na lux 5 stars (plus w głowie mam, że mamy łazienkę w pokoju). Ale to Czechy są. I taki był ten hotel – czeski. Ponieważ rezerwowaliśmy w pośpiechu zapamiętaliśmy, że miał być basen. Ha ha. Gorzej, że opowiadaliśmy o tym Emi całą drogę. Także na szybko wymyśliliśmy alternatywę. Miny ludzi mijających nas tańczących kółko graniaste w strumyku – bezcenne.
4. Hotel Labska Bouda – Schronisko Hala Szrenicka (wg. mapy turystycznej 1:30/nasz czas 4:00). Doświadczenie nauczyło nas, że 3 dzień jest zawsze dniem kryzysu, więc gdy ostatecznie się okazało, że czeka nas bardzo krótki odcinek nie byliśmy specjalnie zasmuceni. Trasa była bardzo równa (w zasadzie cała do pokonania wózkiem). Mieliśmy czas żeby oglądać każdy kamyk, rysować na piasku, wspinać się na sterty kamieni czy robić piknik. Ze względu na bliskość do Szklarskiej Poręby trasa zaczęła się zapełniać ludźmi dzięki czemu Em mogła powiedzieć „dzień dobry” jakieś tysiąc pięćset razy. W nagrodę dla rodziców Em poszła spać pod samym schroniskiem i mieliśmy chwilę żeby posiedzieć, spokojnie zjeść.
Pisałam Wam, że urzeka mnie schroniskowy klimat i fakt, że są takie same od lat. Muszę jednak przyznać, że Schronisko na Hali Szrenickiej było zarządzane na najwyższym poziomie i zaczynając od obsługi, po jedzenie czułam się jakbym brała udział w jakimś eksperymencie. Uśmiech, życzliwość, smak, czystość.
Popołudniowe kręcenie się wokół schroniska.
5. Schronisko Hala Szrenicka – Szklarska Poręba (wg. mapy turystycznej 2:00/nasz czas 3:00). Skończyło się El Dorado pogodowe. Rano obudził nas deszcz. Do schroniska można było dojechać wyciągiem krzesełkowym, zdecydowaliśmy się jednak dokończyć przygodę na nogach. Młoda jak zobaczyła co się dzieje na dworze kazała się zapakować w nosidło. Ubraliśmy na siebie wszystko co mieliśmy i zaczęliśmy schodzić. Im niżej tym mniej padało. Po godzinie nawet Emilia dała się przekonać do samodzielnego spaceru. Powoli dochodziło do mnie, że to koniec. Mieliśmy przed sobą jeszcze parę dni wolnego, które dla odmiany nie będzie wymagało od nas żadnego wysiłku, ale było mi szkoda.
Rozpoczynanie dnia w górach ma w sobie coś nie do zastąpienia. Spodziewałam się, że nieraz będę musiała pożałować tej decyzji ze względu na nieprzewidywalność najmniejszego kompana. Nie jestem typem człowieka, który opowiada tylko o pozytywach i sukcesach. Są sytuacje, że brakuje mi cierpliwości i zachowuję się tak, że po szybkiej analizie pozostaje mi jedynie przeprosić. Upartość i samodzielność mojego dziecka generalnie napawa mnie dumą i szczęściem, ale czasami chciałabym po prostu jej założyć buty i wyjść z domu. W górach jednak każdy z nas był lepszą wersją siebie. Tak sobie myślę, że bliżej siebie, z dala od wszystkich obowiązków każdy jest po prostu lepszy. Pewnie dlatego tak bardzo lubimy być dalej. Harmonia.