Stany 3/3. To warto czy nie warto?
Niecny plan przełożenia dziewczyn śpiących do fotelików legł w gruzach. Dodatkowo angina Julci zmieniła jej zachowanie o 180 stopni, nasza cierpliwość również była mówiąc delikatnie dość nadwyrężona. Nastawiałam się, że będę mogła z przedniego fotela poobserwować samą drogę przez Zion, która była atrakcją samą w sobie. Ależ moje córeczki miały odmienny pomysł na mój poranek. Próbowałam, więc zabawiać Julkę gdy tylko wjechaliśmy na prawdziwe malowniczą drogę. Moje propozycja rozrywki na niewiele się zdawała, bo Julka wymownie wyrażała dezaprobatę dla moich działań. Pomyślałam, że skoro moja obecność jej nie odpowiada to pójdę siąść z przodu i realizować plan A. Po minucie mówi do mnie Emi: mamo podaj jej jakaś książkę, te z lwem. Nie słyszysz, że płacze. Uśmiechnęłam się do siebie i podałam książkę. Julcia oczywiście teatralnie ją wyrzuciła na ziemię. ” Ojj, Juleczko musisz sobie wyobrazić, że masz niewidzialna książkę ” pospiesznie poradziła Emi. Ale Julcia raczej nie chciała sobie nic wyobrażać.
Ja jednak wiem, że do Las Vegas w swoim życiu wrócę. Z pieniędzmi, których nie będzie mi żal stracić. Jestem o tym przekonana.
Zbliżaliśmy się do atrakcji, do której musieliśmy dostosować cały wyjazd. Yosemite Park. I tutaj parę słów o tym a) dlaczego w Stanach spontan z trasą i noclegami był niemożliwy b) jak wielka ilość szczęścia może być przypisana do rodziny.
San Francisco. Chyba dla wszystkich symbolem tego miasta jest Golden Bridge. Piękny słoneczny dzień. Jedziemy na punkt widokowy żeby podziwiać most z góry. Na niebie tylko jedna chmura. Popatrzcie sami.
To co? Warto być kobietą? Co kobieta to odpowiedź. Moim zdaniem nie. Pomyślisz sobie o mnie, że jestem kobietą sukcesu jak zobaczysz mnie wysiadająca z zielonego nowiutkiego auta, które notabene jest firmowym autem Michała? Albo jak wejdziesz na kawę do pięknego moim zdaniem domu, w którym mieszkam. Ta to ma szczęście co? A mąż, taki przystojny, mądry-jak ślepej kurze ziarno. A co pomyślisz jak zobaczysz mnie jak w jednej ręce niosę Emilie, bo się drze, że nie dostała na urodzinach tego koloru widelca co chciała. A w drugiej ręce będę niosła Julcie żeby przez czas kiedy spróbuję spacyfikować starszą nic sobie nie zrobiła? Co sobie pomyślisz? Bo ja właśnie wtedy odnoszę swój największy sukces. Wszyscy przeżyli, a po nawet nie długim czasie wrócili do stołu.
Być kobietą w Polsce nie jest najgorzej ( oczywiście tak długo jak jesteś biała i heteroseksualna). W ogóle w Europie. W Afryce to w ogóle nie ma o czym mówić. Ameryka Łacińska przemoc, przedmiotowe traktowanie. Azja to istna puszka Pandory. Gdzie palcem nie wskażesz to gorzej. Kulturowo to są postawy tak zakorzenione, że potrzebne są jakieś przewroty gospodarcze żeby kobieta mogła w ogóle związać się z rynkiem pracy, choć i tak będzie to jedynie jedzenie okruchów ze stołu. To jak? Można w ogóle narzekać?
Michał próbował się wyspać. Przed nim naprawdę ważny dzień, wielkie wydarzenie. Zdałam sobie sprawę, że ja nie mam wielkich dni. Mam malutkie bardzo. A czasami tak podobne, że nie wiem czy dzisiaj malutka środa czy drobny piątek. I zawodowo to jestem jakieś 5 lat w plecy plus dodatkowe lata za płeć. Umysłowo jestem w plecy, językowo też. To nie jest fajne. To nie jest łatwe się z tym mierzyć. Trzeba głośno powiedzieć, że aktualnie aby kobieta mogła się utrzymać sama musi mieć raczej wybitny zawód. Mnie to osobiście bardzo dotyka. I też nie do końca jest tak, że jak „odchowasz” dzieci to wracasz jak ten tygrys do gry. Inaczej się buduje karierę mając 30 lat, a Inaczej gdy oddech 40 czujesz na karku. To jest oczywiście możliwe, jak prawie wszystko. Tylko wymaga większego wysiłku jak to co dotyczy naszej pięknej płci. To nie są feministyczne dyrdymały. To są poważne sprawy. Dotyczą także tych Pań, które z macierzyństwa zrezygnowały. Bo są w mniejszości. I tak jak bardzo się cieszę, że mam dwie córki tak bardzo im współczuję, że będą miały trudniej. Dużo się zmienia, przez 30 lat może czeka nas ewolucja. Oby. Oby opłacało się być kobietą. Albo chociaż żeby było to bez różnicy.
Niemniej jednak bardzo się cieszę, że to zrobiliśmy, bo raczej nasze przychody nie będą rosły szybciej niż ceny w amerykańskim raju. Z takimi malutkimi dziećmi też jest taniej, nie ma co ukrywać- loty, jedzenie, wstępy i inne. Tzn. dużymi też może być, jak je zostawisz w Polsce. Było to bardzo łatwe dla ludzi, którzy nie mogą/nie chcą chodzić, a jednak coś chcą zobaczyć. Może mój zachwyt byłby większy, gdybym mogła zrobić więcej treków. Ale jak patrzę po blogach podróżniczych to zdjęcia są z tych miejsc gdzie jednak dotarliśmy. Plus ogromnym plusem tej wycieczki było to, że byliśmy tam całą rodziną i, że było dużo przyjemniej i łatwiej niż w Gliwicach. Mimo, że i gotowaliśmy i zakupy i praliśmy i nie prasowaliśmy- no jak w domu.
Moja rodzina jest dla mnie najcenniejsza. Miałam ogromną przyjemność spędzić parę dni tylko z Emilką na wakacjach, już po powrocie do kraju. Skupić się i w pełni podążać za jej potrzebami zabawy, rozmowy. To jest niezwykłe jak to dziecko Cię kocha i potrzebuje. A kocha i potrzebuje najbardziej jak mówi, że Cię nie lubi i w ogóle wszystko ble. To jest taki poziom uczucia, że nie umiem określić czy ona bardziej kocha mnie czy ja ją. I super jest to czuć już bez fizycznego zmęczenia związanego z zaopiekowaniem tej istotki. I się zgadzać z tymi wartościami, sposobem na życie, który się zaproponowało, a ono to przyjęło. „Mamo czy na następny raz moglibyśmy się przemieszczać? Pyta smutna” Nie zajarzyłam o co chodzi, dopytuje więc. ” Jak przemieszczać, że na wakacjach?” No tak, bo tak spać w jednym miejscu to nuda „. Kurtyna. Dziecko, ja się poczułam jakbyśmy się we wszechświecie odnalazły.
„Mamo pójdziemy do lasu, bo on jest taki piękny”.” Patrzyłam na zachód słońca, bo chce go zapamiętać”.
Emilka wstała i jak to ona nazywa ” szukała zaczepki”. Bo słodkiego nie jadła-jest 8.30. I bajek nie oglądała, i w ogóle to najgorszy dzień, najgorsze wakacje, a mnie to nie lubi. Okey. Miło średnio szczególnie, że to początek wspólnych wakacji, no ale jedziemy z tym. Tego samego dnia o 17.00. „Mamo, ja mam czasami dużo złości. To są takie emocje wtedy. Przykro mi wiesz. Nie ma Julki i taty”.
Zawsze o coś chodzi. I jak ja w ogóle mogłam powiedzieć, że bajki są durne. Musiałam przeprosić.
Czy będąc w Stanach myślałam sobie jakby wyglądała ta wycieczka, w ogóle życie gdybyśmy byli z Michałem sami? Tak. Zdarzało się. Codziennie.
Po to żeby za 20 minut patrzyć na ich beztroskie zabawy, czuć ciepłe rączki na swoich policzkach, patrzeć jak za sobą przepadają. I sobie myśleć, że w dupie mam te dalekie i wymagające treki, a w wodospady widziane z dołu też są piękne.
Myślę sobie też, że jak ktoś mówi ” nie wyobrażam sobie życia bez dzieci”. Serio? Nie umiesz sobie tego wyobrazić, oddzielić siebie. Co innego ” nie chciałabym/ nie chciałabym ” okej. Ale w to, że ktoś nie rozpatruje w trakcie haji fest co by robił i jakby się czuł gdyby dzieciaczki jednak pozostały w formie komórek jajowych uwierzyć nie mogę.
Apropos komórek jajowych. W przypadku dziewczynek obu jestem autorką. Co do udziału Michała w dziele stworzenia też wątpliwości brak. I jak wyjaśnić fakt, że na świecie pojawiły się tak różne stworzenia.
Julka jest najbardziej optymistycznym dzieckiem jakie znam. Jawi się jako aniołek, który jednocześnie jednym ruchem potrafi zniszczyć twoją półgodziną pracę lub powstrzymać Cię w jakikolwiek postępach na pół dnia. Ma rok i nienawidzi siedzieć w domu. Jej ulubionym zajęciem jest przynoszenie wszystkim butów i pchanie się do wózka. Jak w nocy wstanie i położysz ja do naszego łóżka to przykrywa się kocem i idzie spać. Ona ma uśmiech dla każdego i zawsze. Bo uśmiechać się warto.
Emilia jest najbardziej emocjonalnym dzieckiem jakie znam. Doskonale nazywa emocje i nosi je jak odzież wierzchnią. Jawi się jako diabełek, ale potrafi w losowym momencie zachować się tak mądrze, być pełna miłości i wyrozumiałości, że Ci wstyd, że tak o niej pomyślałeś. Czy siedzi w domu czy z niego wychodzi zależy tylko i wyłącznie od niej samej i sama nie jest do końca pewna czy z domu wyjdzie czy raczej nie. W nocy hmm. Przez 3 miesiące będzie spać u siebie w pokoju. Potem tydzień będzie ją gryzła osa w nocy, a może zapragnie nagle spać w naszych nogach? Nigdy nie wiesz- i tak od 4 lat.
Ona ma uśmiech dla tego kto ten uśmiech doceni i zauważy. Bo uśmiechać się można.
Dziewczynki. Małe moje choć na szczęście nie takie najmniejsze. Możecie to co napisze wykorzystać jak będziecie nastolatkami. Nie warto rezygnować ze swoich przekonań tylko szukać dobrych argumentów żeby je obronić. Nie ma co też się kurczowo trzymać jednego zdania, bo każdy ma prawo je zmienić. Ja chce Was wiele nauczyć, ale póki co chyba więcej uczę się od Was. Może powinnam się wspomóc jakaś literaturą, ale to najpierw musiałybyście mi pozwolić coś przeczytać. A nie. Stop. Między 1-2 w nocy nic nie robię.
Równowaga. To jest to do czego dążę. I to jest coś nad czym na wakacjach zastanawiać się nie muszę dlatego tak bardzo je lubię. Myślałam, że jestem już na dobrej drodze. Zaczęłam pracę, po tygodniu nawet uważam, że zaczynam być przydatna. I <fanfary> choroba Julki. Nie będę się nawet rozpisywać. Czuję, że do równowagi jest bardzo daleko. Smuci mnie to. Przychodzi wieczór. Michał w delegacji. Przesuwam nasze łóżko do ściany. I znoszę te moje dziewczyny pod jedną kołdrę żeby mieć je blisko. Żeby czuć się bezpiecznie. To co z tą równowagą? Może jest właśnie na wyciągnięcie ręki?